lista | następny |
fot. Anna Jochymekfot. Anna Jochymek
Gazeta Festiwalowa "Na horyzoncie", nr 4
20 lipca 2013
Atak serca przed trzydziestką
– W „Jak zrobić Peaches” jest naprawdę mnóstwo piosenek, a i tak po każdym spektaklu wszyscy wychodzili, podśpiewując wyłącznie „I Love Dick, I Love Dick” – mówi Peaches Iwona Sobczyk: W ubiegłym roku grałaś na festiwalu koncert, w tym roku wracasz jako reżyserka teatralnego musicalu, który stał się filmem. W której z tych ról czujesz się bardziej komfortowo? Peaches: Bycie w trasie, ciągłe zmienianie miejsca i występowanie co wieczór to nie jest wygodna sytuacja, ale jestem do tego przyzwyczajona. Natomiast nadal dziwnie się czuję, oferując ludziom gotowy, skończony produkt, funkcjonujący niejako w oderwaniu ode mnie. Studiowałaś teatr, prawda? – Tak, poszłam na uniwersytet, żeby zostać reżyserką teatralną. W czasie studiów doszłam do wniosku, że teatr zawsze będzie dla mnie o krok za muzyką. Poza tym nie chciałam dostać ataku serca przed trzydziestką, krzycząc na ludzi, żeby poprawili to albo zrobili tamto. Wolę zrobić coś sama. W końcu jednak wylądowałaś w teatrze, w berlińskim Hebbel am Ufer. Dlaczego? – To oni zwrócili się do mnie z propozycją współpracy. Powiedziałam, że chcę sama zaśpiewać cały musical „Jesus Christ Superstar”. Zgodzili się i zaśpiewałam, ale oni liczyli na większą produkcję. Powstało więc „Jak zrobić Peaches”. Dla mnie to było ciekawe doświadczenie – wrócić do punktu wyjścia, wykorzystując przy tym całe zdobyte doświadczenie i estetykę, którą wypracowałam przez ten czas. Najpierw powstał więc musical teatralny, potem postanowiliśmy zrobić jego dokumentację filmową, ale materiał wyglądał na tyle dobrze, że szkoda nam było na tym poprzestać. Dlaczego nazywasz ten film antymusicalem? – Nazywam go antyjukebox musicalem. Jukebox musical wykorzystuje muzykę konkretnego artysty, ale ma niewiele wspólnego z nim samym. Ktoś bierze „We Will Rock You”, dorabia do tego okropną historyjkę o zagładzie świata na przykład i w żaden sposób nie nawiązuje do niesamowitej biografii Freddiego Mercury’ego. Pomyślałam, że zrobię odwrotnie. Wykorzystam moją muzykę i opowiem o mitach powstałych wokół mojej twórczości i wyobrażeniach na mój temat. Jak znalazłaś swoje wspaniałe bohaterki – Danni Daniels i striptizerkę Sandy Kane? – Sandy ma program w telewizji kablowej, gdzie śpiewa między innymi piosenkę „Gloria”. „Gloria, Gloria”... [Peaches śpiewa stary hit Laury Branigan]. Oczywiście ona śpiewa swoją wersję, która leci mniej więcej tak: „Gloria, she’s a cocksucking warrior and judges 20 bucks for every penis that the sucks”. To straszne, zabawne i wspaniałe. Gdybym urodziła się kilkadziesiąt lat wcześniej, być może byłabym taką Sandy Kane? A może to moja przyszłość? Dłuższy czas zajęło mi przekonanie jej do udziału w filmie. To kobieta, której nie można zmusić do robienia czegoś, na co nie ma ochoty, bardzo twarda. No ale jaka miałaby być, skoro codziennie śpiewa topless na 42. Ulicy? Danni Daniels spotkałam w Londynie. Powiedziała mi, że straciła cnotę w wieku czternastu lat na tylnym siedzeniu pickupa, słuchając mojej muzyki, a teraz może potrząsać fiutem i cyckami. Pracowałam już wtedy nad „Jak zrobić Peaches” i od razu pomyślałam, że musi dołączyć do zespołu. Jest wcieleniem młodości i piękna. Sandy Kane ma w filmie popisową scenę, w której śpiewa piosenkę „I Love Dick”. – Tak, to jej własna piosenka. W bardzo złym guście. – W bardzo złym guście i bardzo chwytliwa. W „Jak zrobić Peaches” jest naprawdę mnóstwo piosenek, a i tak po każdym spektaklu wszyscy wychodzili, podśpiewując wyłącznie „I Love Dick, I Love Dick”. Jesteś fanką Johna Watersa? Pewnie zazdrości Ci tej sceny z Sandy. – Tak, choć na pewno nie starałam się zrobić niczego przypominającego jego filmy, one są po prostu nie do podrobienia. Sandy to dla mnie postać z Johna Watersa. To jest miejsce, w którym się spotykamy. Łączy nas także to, że wybieramy ludzi ze względu na ich charyzmę i charakter, a nie umiejętności aktorskie. Główną inspiracją dla „Jak zrobić Peaches” były musicale z lat 70., jak „Phantom of the Paradise” Briana de Palmy, i te starsze, z lat 50., jak „Deszczowa piosenka”. Danni i Sandy to kompletne przeciwieństwa. Jedna piękna. Druga, no cóż... – Dokładnie. A wiesz, co jest zabawne? Danni i Sandy – przypomina ci to coś? Przecież to „Grease”! Sztuka powinna być prowokacyjna? – Zawsze, inaczej jest nudna. Słyszałam, że Twoi dziadkowie pochodzą z Polski. – Z Ustrzyk Dolnych. Kiedyś tam pojadę. Rozmawiała Iwona Sobczyk
|
Moje NH
Strona archiwalna 13. edycji (2013 rok)
Przejdź do strony aktualnej edycji festiwalu:
www.nowehoryzonty.pl Nawigator
Lipiec 2013
Szukaj
filmu / reżysera / koncertu
|