poprzedni | lista | następny |
fot. Diana Lelonekfot. Diana Lelonek
Gazeta Festiwalowa "Na horyzoncie", nr 9
26 lipca 2013
Nasze seksualne mózgi
– Nie mieliśmy zamiaru kręcić drugiego „Avatara”. Chcieliśmy bardzo naturalnych, niemal niezauważalnych efektów specjalnych – mówi Kristina Buožyte, reżyserka filmu „Znikające fale” Iwona Sobczyk: W „Znikających falach” obserwujemy ryzykowny eksperyment naukowy. Następny film poświęci Pani inżynierii genetycznej. Dlaczego to Panią interesuje? Kristina Buožyte: Kiedy kręcisz film, szukasz tematu, który wyda ci się aktualny. Naukowcy codziennie dowiadują się czegoś nowego o człowieku. Jeśli zestawić takie zagadnienia z odwiecznymi tematami dotyczącymi psychologii czy filozofii, dostajemy ciekawą miksturę. Naukową tematykę niemal całkowicie zagarnęły dla siebie wysokobudżetowe amerykańskie produkcje. – Powstaje coraz więcej produkcji, które trudno przyporządkować do kina komercyjnego albo artystycznego. Hollywoodzkie produkcje z milionowymi budżetami są adresowane do wszystkich, muszą więc być jak najprostsze. Efekty specjalne są fantastyczne, aktorzy najlepsi, wszystko jest super, a gdy wychodzisz z kina, jesteś pusty. Nic nie zostaje. A jaki budżet miały „Znikające fale”? – Nie przekroczył miliona. Ten film to trochę pieniędzy plus bardzo dużo potu i łez. Ale tak trzeba, gdy chce się sięgać po głębsze tematy. W filmie umysły dwóch osób – naukowca i pogrążonej w śpiączce kobiety – zostają połączone. To wciąż science fiction czy współczesność dzisiejszej nauki? – To science fiction. Naukowcy dokonują eksperymentów z mózgiem, również z odczytywaniem myśli – ktoś dostaje dziesięć obrazków, wyobraża sobie jeden z nich, a podłączony do jego mózgu komputer wskazuje, o którym pomyślał – ale tak głęboko jak w filmie naukowcy jeszcze nie sięgnęli. Wykorzystała Pani sporo efektów specjalnych. Dlaczego? – Kino to dla mnie podróż w nieznane, możliwość odkrywania nowych światów, doświadczeń i emocji. Staram się, by tak działały moje filmy, i cenię podobne podejście u innych filmowców. Nie mieliśmy zamiaru kręcić drugiego „Avatara”. Chcieliśmy efektów naturalnych, niemal niezauważalnych, nierzucających się w oczy. One pomogły nam zbudować fabułę i poszerzyły zakres twórczej wolności. Niesamowite wrażenie robi scenografia. Choćby stojący na plaży dom głównej bohaterki wyglądający jak komputerowa kreacja. – Nad scenografią pracowaliśmy wspólnie z Bruno Samperem, który był także współautorem scenariusza. Zastanawialiśmy się nad nią zatem już na etapie budowania całej historii, co było bardzo wygodne. W świecie Aurory wszystko stanowi jej przedłużenie. Chcieliśmy, żeby ten dom odzwierciedlał ją i był jednym z bohaterów. Jak w „Psychozie”. Choć historia w dużej mierze rozgrywa się tylko w umysłach bohaterów, to ogromną rolę w filmie gra cielesność. Ludzki umysł jest seksualny? – Oczywiście, seksualność to główna siła napędowa ludzkości. Kiedy pisaliśmy scenariusz, wiele osób zwracało nam uwagę, że coś się w nim nie zgadza. Jak to możliwe, że kobieta i mężczyzna spotykają się i od razu zaczynają uprawiać seks? Może powinni najpierw się poznać, pogadać, pójść na kawę? W realnym życiu tak to przecież działa. Ale z drugiej strony, gdy widzisz spotkanie seksownej dziewczyny i seksownego faceta, to co pierwsze przychodzi ci na myśl? My zaczynamy od seksualności, a dopiero potem pozwalamy im się poznać. Chciałaby Pani zajrzeć do czyjegoś umysłu? – To kuszące, ale niebezpieczne. Wolałabym tego nie robić. Rozmawiała Iwona Sobczyk
|
Moje NH
Strona archiwalna 13. edycji (2013 rok)
Przejdź do strony aktualnej edycji festiwalu:
www.nowehoryzonty.pl Nawigator
Lipiec 2013
Szukaj
filmu / reżysera / koncertu
|