Zakończony w niedzielę 66. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Cannes był udany, choć - podobnie jak w poprzednich latach - selekcjonerzy bezpiecznie wybrali do głównego konkursu przede wszystkim filmy zrealizowane przez twórców o uznanych nazwiskach, których filmy były już tu nagradzane. Zdecydowanie brakowało w konkursie nowych autorów, którym trudno się dzisiaj przebić, bo tworzą w komercyjnym systemie, gdzie najważniejszy jest szybki finansowy sukces.
To najważniejsze na świecie święto kina ma wielkie możliwości promowania i kreowania nowych zjawisk, niestety, ogranicza się do pokazywania w kółko filmów tych samych reżyserów. Do konkursu zakwalifikowano najnowsze dzieła Ethana i Joela Coenów, Romana Polańskiego, Jima Jarmuscha, François Ozona, Stevena Soderberga, Jamesa Greya, Asghara Farhadiego, Takashiego Mike, Aleksandra Payne'a, Paola Sorentino. Po ogłoszeniu konkursowych tytułów wydawało się, że wszystko z góry wiadomo. Mistrzowie ostatecznie nie zawiedli, w konkursie było dużo oryginalnych, zaskakujących formą i treścią filmów, które na długo zostaną w pamięci. Nikt jednak nie przewidział triumfu tworzącego we Francji Tunezyjczyka Abdellatifa Kechiche i jego filmu "Życie Adeli. Rozdział 1 i 2". Jury pod przewodnictwem Stevena Spielberga nagrodziło zdecydowanie najlepszy film festiwalu. Pozostałe decyzje, wydawałoby się dość konserwatywnego składu jurorskiego, są również sprawiedliwe.
O filmie Kechiche'a, który opowiada o wchodzącej w życie paryskiej nastolatce: o szkole, seksualnej inicjacji, pierwszej miłości, dramatycznym rozstaniu, życiowych wyborach, napisano dużo w festiwalowych relacjach. Oglądałem "Życie Adeli" kilka dni przed oficjalnym pokazem. Film zafascynował mnie od pierwszych ujęć prostotą, naturalnością, świetną grą młodych aktorek. Również silnymi emocjami. Reżyser unika jednak taniego melodramatyzmu, jest bezstronny, swoim bohaterkom pozostawia wolność wyboru.
Kechiche był jednym z naszych nowohoryzontowych odkryć, twórcą mi bliskim. Prawie wszystkie jego filmy pokazywaliśmy na festiwalu ("Wina Woltera", "L'Esquive", "Tajemnica ziarna"). Spotkały się ze świetnym przyjęciem ze strony widzów i krytyków. Tym bardziej cieszy mnie nagroda dla "naszego" twórcy.
Również inni nowohoryzontowi reżyserzy otrzymali nagrody w Cannes. Meksykanin Amat Escalante (pokazywał filmy w ubiegłym roku i był członkiem jury) został nagrodzony za najlepszą reżyserię. Jego najnowszy "Heli" jest minimalistyczną opowieścią o zderzeniu marzeń z brutalną rzeczywistością. Przewrotny, opowiadający o rodzinie "Jaki ojciec, taki syn" znanego publiczności naszego festiwalu Japończyka Hirokazu Koredy ("Nobody Knows", "Still Walking") otrzymał Nagrodę Jury. Filmy nagrodzonego za najlepszy scenariusz Chińczyka Jia Zhang-ke do "Dotknięcia grzechu" były też po raz pierwszy w Polsce pokazywane u nas. Nagrodę dla najlepszej aktorki przyznano Berénice Bejo za rolę w filmie Ashgara Farhadiego "Przeszłość", a przecież jego "Rozstanie" otwierało w 2011 roku festiwal. Reżyser, późniejszy zdobywca Oscara, przyjechał do Wrocławia na spotkanie z publicznością i dziennikarzami.
Pracujemy teraz nad zaproszeniem jak największej liczby filmów z Cannes do Wrocławia.
Roman Gutek