English
Po festiwalu

fot. Anna Jochymekfot. Anna Jochymek
Gazeta Festiwalowa "Na horyzoncie", nr 7
23 lipca 2013
Przerwać ciszę

– Mierzę się w „Krivinie” z niewygodną, kłopotliwą ciszą panującą wokół wydarzeń sprzed lat – mówi Igor Drljača, reżyser filmu „Krivina”

Iwona Sobczyk: Był Pan dzieckiem, gdy Pańska rodzina wyemigrowała z Bośni do Kanady. Mimo to ciągle wraca Pan do Sarajewa. Wrócił Pan, realizując „Woman in Purple”, „How I Burned Simón Bolívar”, a teraz „Krivinę”. Dlaczego?

Igor Drljača: To mój sposób na poradzenie sobie z pewnymi sprawami, moimi własnymi traumami związanymi z tym, co działo się w moim kraju podczas wojny, i z samą emigracją. Emigracja jest dla większości ludzi przeżyciem traumatycznym, szczególnie jeśli ktoś jest do niej zmuszony. Dlatego ciągle wracam do Sarajewa. 

„Krivina”, Pana pełnometrażowy debiut, to również film bardzo osobisty, prawda? Główny bohater, Miro, podobnie jak Pan, wyemigrował do Kanady. 

– Mierzę się w „Krivinie” z niewygodną, kłopotliwą ciszą panującą wokół wydarzeń sprzed lat. To cisza bardzo głęboka, uniemożliwiająca wielu osobom pozbieranie fragmentów, na które rozpadło się ich życie, i ruszenie dalej. W kraju nadal wiele osób zmaga się z zespołem stresu pourazowego, ale nikt nie próbuje im pomóc. Ludzie zachowują takie sprawy dla siebie, także w mojej rodzinie. Traumy pozostają nieprzepracowane i nikt nie chce się z nimi mierzyć. 

W filmie główny bohater szuka swojego przyjaciela z dzieciństwa, Dado, oskarżonego o zbrodnie wojenne. Odnosi się Pan do jakiejś prawdziwej historii?

– Właściwie to nie. Zetknąłem się z osobami, które przed wojną przyjaźniły się, a potem walczyły po przeciwnych stronach konfliktu. W „Krivinie” nie odwzorowuję więc wiernie żadnej znanej mi historii, natomiast ogólna sytuacja jest prawdziwa. Korzystałem między innymi z opowieści moich przyjaciół i rodziny. 

„Krivina” zaczyna się w Kanadzie niemal jak dokument, a potem niepostrzeżenie w Bośni przekształca się w opowieść pełną duchów. Dlaczego zdecydował się Pan połączyć te dwa światy?

– Realizując zdjęcia w Bośni, chciałem stworzyć napięcie między oglądaną rzeczywistością a chaosem wynikającym z tego, że każdy ma tam swoją wersję tego, co się wydarzyło. Użyłem zatem bardziej pasującej do tego estetyki. W Kanadzie chciałem być bardziej lakoniczny. 

Bośnia jest dla Pana krajem duchów?

– Tak. To, jak pokazuję ten kraj, ma wiele wspólnego z moim rozumieniem tego miejsca, moją własną mitologią. 

Co znaczy tytuł? Brzmi jak piękne, żeńskie imię.

– Dosłownie oznacza „zakręt”, ale można go też odczytać jako „mylić się”. Doszedłem do wniosku, że nie jestem w stanie przetłumaczyć tego wiernie na angielski, więc zostawiłem tytuł w oryginale. To słowo ma bogate znaczenie. 

Nie daje Pan głównemu bohaterowi szansy na odnalezienie przyjaciela.

– Myślę, że w pewnym sensie go odnalazł, ale nie wiem, czy jest gotowy się do tego przyznać.

Rozmawiała Iwona Sobczyk 

Moje NH
Strona archiwalna 13. edycji (2013 rok)
Przejdź do strony aktualnej edycji festiwalu:
www.nowehoryzonty.pl
Nawigator
Lipiec 2013
PWŚCPSN
151617 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
Skocz do cyklu
Szukaj
filmu / reżysera / koncertu
 
Kalendarium Indeks filmów Mój plan Klub Festiwalowy Arsenał
© Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
festiwal@nowehoryzonty.pl
realizacja: Pracownia Pakamera
Regulamin serwisu ›